Anything for love

DSC_0236

Ten samiec, jako jeden z niewielu szczęśliwców, znalazł swoją wybrankę.

Na wielkie spektakle natury można natrafić wszędzie, wystarczy mieć oczy szeroko otwarte. U podnóża góry Ślęży, gdzie wraz z przyjaciółmi świętowałem nadejście wiosny, natknąłem się na wielkie doroczne przedstawienie, które z jednej strony zachwycało, a z drugiej przepełniało smutkiem. Życie i śmierć przeplatały się tam w odwiecznym tańcu.

Masyw góry Ślęży, położony 34 km od Wrocławia, dominuje nad otaczającą go płaską jak stół rolniczą równiną. To bardzo bogaty przyrodniczo obszar. Zróżnicowane siedliska leśne, od świerkowych borów, przez dominujące w niektórych miejscach suche buczyny, aż po łęgowe zbiorowiska nad strumieniami sprzyjają dużej różnorodności małych zwierząt. Naliczono tam 72 gatunki ślimaków, 360 gatunków pająków, 70 gatunków dziennych motyli. W związku ze zwiększonymi (o około 150 mm rocznie w stosunku do otaczającej równiny) opadami masyw Ślęży sprzyja też licznej populacji płazów. I to właśnie płazy były bohaterami dramatu, który z jednej strony zachwycał, a z drugiej napawał ogromnym smutkiem.

Pomiędzy Ślężą a Radunią, w południowej częsci masywu, znajduje się przełęcz Tąpadła. Tam właśnie zatrzymaliśmy się z przyjaciółmi w całkiem przyjemnym ośrodku „Mieszko i Jagienka”. W ciepłym sezonie to bardzo ludne miejsce. Parking i wielka polana z miejscem na ognisko pełne są turystów, tym bardziej że prowadzi tamtędy najkrótsze i stosunkowo najłagodniejsze podejście na szczyt Ślęży. Tuż obok znajduje się jedyny po południowej stronie masywu zbiornik wodny, który co roku na wiosnę staje się sceną niesamowitego przedstawienia przyrody.

WP_20140322_014

Jedna z nielicznych wędrujących samotnie samic. Wyraźnie większa i bardziej „opasła” od samców.

Gdy wybraliśmy się na nocny spacer niemal co krok napotykaliśmy wędrujące z gór w kierunku stawu dziesiątki ropuch szarych Bufo bufo. Te płazy spędzają właściwie całe swoje życie z daleka od wody, zamieszkując miejsca wilgotne i cieniste, na żer wychodząc tylko w nocy lub po ulewnym deszczu. Raz do roku, na wiosnę, udają się do zbiornika w którym przyszły na świat by dać początek nowemu pokoleniu. Spotykaliśmy głównie samce, które w godowej gorączce stawały się nieostrożne, dając się łatwo złapać w światło latarki. Samice, wyraźnie większe i bardziej „opasłe” od samców, stanowiły jedynie jedną piątą napotkanych ropuch. Część z nich wędrowała już z samcami na plecach. To charakterystyczne połączenie, zwane ampleksusem, jest typowe dla płazów bezogonowych. Z jednej strony daje pewność samcowi, że to jego nasienie zapłodni jaja złożone przez samicę, a z drugiej jest niezbędny samicy, która bez właściwego ucisku jamy brzusznej nie jest w stanie złożyć skrzeku.

WP_20140322_009

Para w godowym uścisku. To ampleksus pachowy, charakterystyczny dla naszych krajowych płazów bezogonowych.

Piękny i napawający zachwytem był to widok. Na naszych oczach dziesiątki ropuch podążały śladami poprzednich pokoleń, by podtrzymaćród, który w tym miejscu rezyduje z pewnością od czasów ustąpienia ostatniego zlodowacenia. Jednak smutkiem napełniły nas dziesiątki martwych płazów, wprasowanych w asfalt parkingu i drogi przez wszechobecne samochody. Ogarnięte godową gorączką zwierzęta nie zważały na żadne niebezpieczeństwa, kierowane instynktem rozmnażania. Ginęły masowo, płacąc najwyższą cenę za próbę przedłużenia gatunku.

DSC_0210

Z początku woda skrywała ropuchy uniesione miłosnym szałem…

Następnego dnia, mimo rzęsistego deszczu, wybraliśmy się nad staw, do którego kierowały się wszystkie napotkane w nocy ropuchy. Z początku wzruszona przez krople powierzchnia wody skrywała swe tajemnice. Jednak, gdy przyjrzeliśmy się bliżej, przyroda podniosła kurtynę i ukazała przedstawienie, które zapierało dech w piersiach. W wodzie zobaczyliśmy bez przesady setki, jeśli nie tysiące ropuch szarych. Były wszędzie, choć dzięki swemu maskującemu ubarwieniu były dobrze ukryte, i żeby je spostrzec trzeba było chwili. Zdecydowana większość samic była już spleciona w miłosnym uścisku ze swymi kochankami, choć te samce, które nie znalazły partnerki, usilnie starały się zająć miejsce szczęśliwca. W miłosnych zmaganiach samice nieraz toną, przygniecione przez pięć czy sześć samców, płacąc życiem za próbę przedłużenia gatunku. Staliśmy porażeni niesamowitością chwili, nie zważając na deszcz, który strumieniami lał się z zachmurzonego nieba.

DSC_0224

Zacięta walka o przywilej kopulacji. Ropuchy ścierają się na starej szmacie na kiju…Te suche badyle obok to skrzyp bagienny Equisetum fluviatile, rzadka roślina chroniona, która w tym zbiorniku występuje w wielkich połaciach.

To, co zaburzało ten wręcz święty spektakl odrodzenia to wszechogarniający syf. Sterty śmieci walały się wszędzie. Butelki, puszki, reklamówki wyglądały spod każdego krzaka, unosiły się na wodzie, służyły ropuchom za miejsce odpoczynku. Ile z tych zwierząt znalazło straszną śmierć zaplątanych w foliówki czy nie mogąc znaleźć wyjścia z puszek i butelek po piwie mogliśmy się tylko domyślać. Nie chcę wyrokować, że śmiecenie to nasza cecha narodowa, jednak myślę, że w takiej na przykład Szwecji miejsce rozmnażania się płazów byłoby czyste, zadbane i oznaczone odpowiednimi tablicami informacyjnymi.

Odwieczny cykl życia i śmierci, trwający od tysięcy lat pomimo niszczącego wpływu człowieka wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Pomimo wielkiego smutku, jaki wywołał widok dziesiątek ropuch rozsmarowanych oponami na asfalcie, pomimo stert śmieci w miejscu ich corocznych godów wierzę, że możemy zmienić ten obraz. Prawem przyszłych pokoleń jest podziwiać spektakle przyrody, które działy się na długo przed pojawieniem się człowieka na tych ziemiach. Dbajmy, sprzątajmy, edukujmy. Mimo wszytko jestem optymistą i jestem pewien, że metodą wielu małych kroków, metodą pozytywistycznej pracy u podstaw możemy zmienić świat na taki, w którym będzie miejsce i dla człowieka, i dla nieskażonej przyrody. Jeszcze nie jest za późno.

DSC_0233

Śmieci, śmieci, śmieci…

DSC_0217

Śmieci, śmieci, śmieci…

Dodaj komentarz